Aktualnie choć wartość pieniężna jest taka sama, to jednak ilość punktów to aż 15. Tak więc mandat 500 zł i taka ilość punktów karnych na pewno będą odczuwalne. Mandat za przejazd na czerwonym świetle - kamera. Rejestratory przejazdu na czerwonym świetle. Rejestratory mają na celu wychwycenie przejazdów na czerwonym świetle. Gerlachovský štít je so svojou výškou 2655 m n.m. najvyšším štítom v celom Karpatskom oblúku. Svojou polohou v samotnom strede Vysokých Tatier ponúka nádherný výhľad na všetky svetové strany. Výstup na Gerlach s horským vodcom začneme ráno po stretnutí na Sliezskom dome vo výške 1670 m n.m. Váš horský vodca vás Gęsia Szyja i Hala Gąsienicowa - 11.12.2011. Głównym celem tej wycieczki miała być Gęsia Szyja. Ten popularny, reglowy szczyt jest częstym punktem naszych tatrzańskich wojaży, lecz moja ostatnia wizyta miała tu miejsce dobre kilka lat temu. Nadszedł więc czas na przypomnienie sobie słynnej panoramy z Gęsiej Szyi, która była RE: wejscie na posesje bez mojej zgody. jeśli jesteś jedynym właścicielem nieruchomości i nie ma ona żadnych obciążeń w postaci umowy dożywocia lub służebności osobistej to masz pełne prawo zarządzać tą nieruchomością i nikogo nie musisz prosić o pozwolenie. Proponuję następnym razem gdy się zjawią zadzwonić na policję. Wyprawę na Gerlach w iście zimowych warunkach odbyli w listopadzie 2016 r., ale nagranie, które natychmiast po publikacji stało się hitem internetu, wykorzystywali dotychczas jedynie podczas swoich prelekcji. Teraz zdecydowali, że czas podzielić się nim ze światem. Mandat za przejazd na czerwonym może być znacznie wyższy. Policjanci nasze wykroczenie mogą uznać za rażące naruszenie przepisów. Tak jest w momencie spowodowania kolizji, wypadku lub potrącenia pieszego. Tu mandat za przejazd na czerwonym może wzrosnąć do 2500 zł. Oczywiście w konsekwencji poważnego łamania zasad kara ta może . Jeżeli wejście na Gerlach jest Twoim marzeniem, to nasz przewodnik pomoże Ci je spełnić. Jesteśmy profesjonalną agencją przewodnicką, a wśród usług które oferujemy, znajduje się właśnie wejście na ten słowackiwierzchołek górski. Jako, że wspinaczka na Gerlach to duże osiągnięcie, jest ono możliwe jedynie z zawodowym przewodnikiem. Jeżeli zdecydujesz się na wejście na Gerlach z przewodnikiem zatrudnionym przez naszą agencję, zyskasz fachową asystę podczas wyprawy. Wejdź na najwyższy szczyt Tatr! Odwiedź naszą stronę i oceń szczegóły oferty. Podlinkuj stronę: Oceń stronę: Currently Ocena: /5 (1 głos) Powiązanie wpisy Mokasyny żeglarskie Komfortowe buty na nogach żeglarza to standard. Jakie nabyć? Które buty żeglarskie są godne polecenia? Przeglądaj wpisy zamieszczane na stronie internetowej a wybierzesz najlepszej jakości mokasyny żeglarskie. Zdobędziesz wiedzę, która pozwoli Ci zrealizować udane zakupy bez... Data dodania: 2021-01-29 Szczegóły wpisu » Zamki do bram Zasuwy, zamki, groty kute to części, za sprawą których możesz wykonać funkcjonalną bramę oraz ogrodzenie. Najważniejsze jest jednak, żeby wybrać rozwiązanie w każdym aspekcie wypełniające oczekiwania, funkcjonujące niezwykle dobrze, a jednocześnie dostosowane do wymagań. Jak jednak... Data dodania: 2020-08-27 Szczegóły wpisu » Korepetycje angielski Będzin Głowisz się, na które szkolenia katowice należy wysłać swoich ludzi? Co da fachowe szkolenie kadry? Na witrynie internetowej prezentujemy korzyści, jakie Twoja firma uzyska decydując się na fachowe szkolenia dla pracowników. A jest ich zdecydowanie bardzo dużo. Każda... Data dodania: 2018-04-27 Szczegóły wpisu » Domy drewniane Największy urok mają domy z drewna. Posiadają w sobie coś takiego, co przyciąga i powoduje, że chce się w nich przebywać. Nie wiesz, z czego to wynika? Odpowiedź na to pytanie znajdziesz na blogu Jest to witryna całkowicie poświęcona domom z drewna. Zamieszczane... Data dodania: 2017-12-19 Szczegóły wpisu » Japońska zielona herbata Zastanawiasz się, czym wyróżnia się na tle innych herbat japońska zielona herbata? Zajrzyj na stronę internetową i dowiedz się. Umieszczone na blogu artykuły opowiadają o herbatach zielonych, które pochodzą z Japonii. Poznasz historię tej herbaty, jej... Data dodania: 2018-04-24 Szczegóły wpisu » Wizyty robotów | Google 2 | okonhel Wylogowany Moderator Posty: 4117 Otrzymane podziękowania: 66 Rendering Error in layout Message/Item: Call to undefined method KunenaUser::getname(). Please enable debug mode for more information. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. pisaq Wylogowany Platinum Member Posty: 1546 Otrzymane podziękowania: 0 Rendering Error in layout Message/Item: Call to undefined method KunenaUser::getname(). Please enable debug mode for more information. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. okonek Wylogowany Premium Member Posty: 583 Otrzymane podziękowania: 1 Rendering Error in layout Message/Item: Call to undefined method KunenaUser::getname(). Please enable debug mode for more information. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Ostatnia edycja: przez Jarecki. Strona:1234 Moderatorzy: spines21, glizdziarz, okonhel Czas generowania strony: s. Można by znaleźć wiele powodów, dla których warto wybrać się, i oczywiście ostatecznie wejść, na Gerlach. Jednak jeden powód jest "nadpowodem". Sensem, przy którym bledną wszystkie inne powody. I wcale nie chodzi o to, że Gerlach jest. Chodzi o to, że Gerlach jest najwyższy. Przynajmniej w Tatrach i Karpatach. Aby wejść na coś wyższego, trzeba przejechać, co najmniej, kilkaset kilometrów. Gerlach jest nawet na tyle bezczelny, że jest wyższy niż Rysy! No kurcze, kiedyś wejść na niego musimy! Jak my, Polacy, zrobimy to odpowiednią ilość razy, to może ten Gerlach wdepczemy w górotwór, z którego miał czelność się wychylić, i nie będzie już wyższy niż nasze najwyższe Rysy? Gerlach nie jest obiektem westchnień wspinaczy. Nie prowadzą na niego trudne, czy spektakularne drogi wspinaczkowe. Jeżeli się na niego wspinać, którąś z dróg wspinaczkowych, to raczej zimą. Z tego też powodu, wstyd przyznać, nigdy na nim nie byliśmy. Więc pewnego wrześniowego dnia, postanowiliśmy na niego jednak wejść. Czy warto? Warto. Wejście turystyczne zapewni nam estetyczne wrażenia. Czy zawsze bez tłoku? Nam się udało. [W innym wpisie podpowiadamy jak wejść na Longs Peak w Górach Skalistych. Zapraszamy!] Skąd wejść na Gerlach? Na Gerlach nie prowadzi żaden znakowany szlak turystyczny. Jeżeli nie chcemy go zdobyć jedną z dróg wspinaczkowych, to musimy wynająć przewodnika. Na dzień dzisiejszy, jest to koszt ok. 1000 – 1200 zł za trzy osoby (przy zalegającym późną wiosną / wczesnym latem śniegu, przewodnik może zabrać tylko dwie osoby). Aby wejść na Gerlach w pierwszej kolejności musimy dotrzeć do Śląskiego Domu (obecnie, jest to bardziej hotel górski niż schronisko – nawet bardziej, niż bardziej…). Można to zrobić na nogach, depcząc szlakiem, bądź zapłacić obsłudze schroniska za wwiezienie (taka przyjemność kosztuje 10 € od osoby, w dwie strony). My wybraliśmy spanie w Roztoce, wczesne dojechanie samochodem do Tatrzańskiej Polanki, po czym jazdę na przywiezionych ze sobą rowerach. Na rowerze do Domu Śląskiego? Dlaczego nie! (fot. To zapewniło szybki i wygodny dojazd do Śląskiego Domu, a nie naruszyło naszej sportowej etyki dotarcia na szczyt z dna doliny. Poza tym, już po wszystkim, czeka nas wygodny i szybki zjazd… Nie polecam jednak tej wersji dla osób nie jeżdżących rowerem po górach, czy o słabszej kondycji. Może się to odbić na tempie wchodzenia w godzinach późniejszych. Do pokonania na rowerze jest dystans 7 km i 650 metrów w pionie. Można oczywiście przed wejściem spędzić noc w Śląskim Domu, a na szczyt ruszyć bardzo wcześnie. Jednak osoby o dobrej kondycji mogą to bez problemu zrobić w ciągu jednego dnia, atakując szczyt z Tatrzańskiej Polanki. W Śląskim można (a nawet należy) uzupełnić elektrolity, które wydalimy podczas dotarcia tutaj. A wiadomo, że Słowacy mają elektrolity bardzo wartościowe. Po otarciu piany z warg i nosa, można ruszać dalej. Najczęściej wybieranym (i słusznie) wariantem jest wejście z Doliny Wielickiej przez Wielicką Próbę, a zejście do Doliny Batyżowieckiej. Robimy tak i my. Ze Śląskiego Domu na szczyt pokonać trzeba niespełna 1000 m w pionie. Wyjście na “szlak” Pierwszy odcinek to wygodny szlak w głąb Doliny Wielickiej. Wysokość zdobywamy powoli. Po lewej stronie, w głębi, zaczynamy dostrzegać rozłożysty masyw NASZEJ góry. Nic spektakularnego, ale jednak dużych rozmiarów. W którym miejscu zejść ze szlaku, poinformuje każdego przewodnik. Kierujemy się słabą ścieżką w stronę wielkiej wanty, którą mijamy i wchodzimy w ewidentny, spory żleb. W nim można po raz kolejny (i ostatni) uzupełnić elektrolity, po czym ruszyć (bez wycierania elektrolitowej piany z warg i nosa) wygodnie do góry. Tutaj można również ubrać uprząż i kask. Po wyjściu ze żlebu kierujemy się w lewo, aby dojść do końca systemu wygodnych i szerokich półek. W tym miejscu przyda się przewodnik do wskazania miejsca, w którym należy skierować się do góry (widać punkty asekuracyjne). Związujemy się liną i ruszamy. Docieramy do łańcuchów i szybko zdobywamy wysokość. Ten odcinek to trudności porównywalne z naszą Orlą Percią, może bardziej eksponowane i wymagające mocniejszego trzymania się łańcuchów (trudności I – II). Po wyjściu z eksponowanego terenu do Siodełka nad Kotłem, czeka nas żmudne zdobywanie wysokości Żlebem Darmstadtera (a raczej w okolicach tego żlebu, wyszukując najlepsze przejście). Jest tutaj bezpieczniej, trzeba jedynie uważać gdzie stawia się stopy. Jednak każde podejście, nawet najdłuższe, kiedyś musi się skończyć, więc w końcu wychodzimy na Przełęcz Tetmajera (Gerlachovskie sedlo). Teraz następuje najciekawszy – w mojej opinii – odcinek, czyli grań. Wspinaczkowo łatwa, ale miejscami eksponowana, wymagająca wyszukiwania najłatwiejszego przejścia. Na grani powyżej Przeł. Tetmajera (autor: Podczas pokonywania grani warto spojrzeć za siebie. Każdy wpadnie w zdumienie na widok wyraźnych resztek samolotu. Katastrofa miała miejsce w 1944 roku, a samolot przerzucał partyzantów. Naprawdę niewiele brakowało, aby minąć szczyt, o który rozbił się samolot. Miejsce katastrofy odkryto przypadkowo dopiero po roku – czas wojny nie służył poszukiwaniom. Nie będę bawił się w Słowackiego, i nie będę Kordianem – więc w tym tekście nie pozostanę długo na szczycie i nie będę kwieciście opisywał wrażeń widokowych. Wspomnę tylko, że wejście trwa najczęściej ok. 4-5 h. Uzupełniamy kalorie energetycznymi batonami i kierujemy się w dół. Zejście ze szczytu Zejście prowadzi Batyżowieckim Żlebem, przez Batyżowiecką Próbę (zimą tędy wchodzi i schodzi się z Gerlacha, ponieważ wejście przez Wielicką Próbę jest zimą trudniejsze i ryzykowniejsze). Początkowo żleb nie należy do najciekawszych. Dokładna droga zejścia jest uzależniona od ilości śniegu (potrafi zalegać w lecie). Trzeba uważać, aby nie strącić kamienia i aby nie zostać trafionym kamieniem zrzuconym z góry przez nierozważnego turystę. W najbardziej eksponowanych miejscach (Batyżowiecka Próba) czekają klamry i sztuczne ułatwienia. Ja zawsze preferuję wejścia od zejść. Nie lubię żmudnego oddawania zdobytych metrów (chyba, że mam na nogach narty), moje kolana protestują przeciw takim atrakcjom. Droga w dół jest ewidentna i nie nastręcza problemów orientacyjnych. Musimy dojść do Magistrali Tatrzańskiej (obok Batyżowieckiego Stawu) i tym szlakiem wrócić do Śląskiego Domu. Tych, co bolą nogi, mogą wynająć sobie w Śląskim Domu rower, i zjechać na nim w dół. Co prawda dzięki grawitacji, ale jednak bez pomocy pojazdu silnikowego. Czyli etycznie. My mieliśmy swoje rowery, więc szybko i przyjemnie znaleźliśmy się w dolinie. Skala trudności Na koniec muszę napisać akapit o trudnościach wejścia na Gerlach oraz zejścia z niego. Z pewnością wiele osób, które na Gerlachu były, stwierdzi, iż bagatelizuję trudność wejścia. Mnie osobiście, najbardziej zawsze interesują praktyczne aspekty wejścia: czy trzeba się asekurować (i czy można), topografia, czasy i różne małe, ale istotne patenciki. Postarałem się to przekazać. Jak to więc jest z tymi trudnościami? Pomijam kwestie kondycyjne, każdy wie na co go stać. Nie wyobrażam sobie sensu wchodzenia na Gerlach przez osobę, która żadnego doświadczenia tatrzańskiego nie ma. Jeżeli więc chodzi o trudności techniczne, to: – Osoba wspinająca się, nie zauważy żadnych trudności. Może nawet nie będzie musiała się asekurować. – Dla osoby z mniejszą pewnością siebie, ale obeznaną ze wspinaniem, wystarczy uprząż oraz lonża (kask jest oczywistością). – Osoba sprawna, która się nie wspina, będzie wymagała asekuracji na wejściu po łańcuchach, natomiast na grani i podczas zejścia po klamrach, wystarczy wsparcie i obecność bardziej doświadczonej osoby. Kolega, który był z nami, należał właśnie do tej grupy osób, i asekuracja w wybranych miejscach była wystarczająca dla jego bezpieczeństwa. – Osoba słabiej obeznana z górami, o mniejszej pewności siebie, wymagać będzie asekuracji na większej ilości odcinków – warto wziąć to pod uwagę, gdyż wydłuży czas wejścia. Janusz Gołąb na szczycie Gerlachu ( Każdy przewodnik przed wyjściem w góry wyczuje doświadczenie klienta, a w czasie wejścia na bieżąco będzie dostosowywał tempo czy asekurację do umiejętności swoich klientów. Czy obowiązek wynajęcia przewodnika jest w realiach tatrzańskich plusem czy minusem, to już problem na zupełnie inny artykuł. Życzę dużo słońca na szczycie! Co zabrać na Gerlach latem? Nie przesadzajmy z ilością rzeczy. Co prawda stara zasada mówi, iż lepiej nosić, niż się prosić, jednak mamy wejść na Gerlach i zejść szybko – więc warto iść na lekko. odpowiednie buty niskie lub wysokie, bielizna termiczna; druga warstwa; kurtka membranowa; w razie spodziewanej niższej temperatury dodatkową warstwę termiczną (np. coś cienkiego z ociepliną np. Primaloft – idealne do założenia podczas postoju); czapka; rękawiczki; termos z herbatą; wygodne spodnie, najlepiej z klinem (spodnie wspinaczkowe) plecak ok. 30 l.; butelkę na picie (ok. litra); batony energetyczne, banan itp. apteczka + folia NRC; czołówka, sprzęt wspinaczkowy dostarczy przewodnik. [W innym artykule opisujemy, jak wejść na Gerlach drogą Martina. Zapraszamy do lektury!] Wysoka to piękny, dwuwierzchołkowy szczyt położony w pobliżu Rysów. Ze względu na ciekawą drogę i fantastyczne widoki ze szczytu, stanowi górskie marzenie wielu chodzących poza szlakami osób. Od niedawna był i moim. W końcu się udało, więc zapraszam na relację z wejścia tam popularną drogą od Przełęczy Waga. Od poprzedniego wyjazdu w Tatry minął niecały tydzień. Poprzedni weekend wykorzystałem wręcz do granic możliwości, lecz i na ten szykuje się niezła pogoda. Pomysłów mamy mnóstwo, więc nie wahamy się długo – zbieramy zespół i ruszamy na Wysoką. Tym razem ma być jednak nieco ciężej. Droga jest mniej oczywista, trudności większe. Mimo to czujemy się gotowi. Wszyscy mamy dobrą formę i coraz większe doświadczenie, więc na Słowację ruszamy podekscytowani i pełni optymizmu. Wysoka – informacje o szczycie Wysoka położona jest na Słowacji, w południowo-wschodniej części Tatr. Posiada dwa wierzchołki, mniej więcej równej wysokości. Na jednym z nich, przez długi czas uznawanym za główny, znajduje się niewielki, metalowy krzyż. Drugi, położony kawałek dalej, na szczycie ma przytwierdzony metalowy czekan. Od niedawna to właśnie on uchodzi za minimalnie wyższy. Z obu rozpościera się rewelacyjny widok w praktycznie każdym kierunku. Nieco kontrowersji budzi wysokość szczytu. Jedne źródła podają 2559 metrów, inne 2547, są też pomiary wykazujące na 2560. Na szczytowej tabliczce znajduje się jednak wartość 2547,2 metrów więc to niej będę się dalej trzymał. Na Wysoką nie prowadzą żadne szlaki turystyczne. Istnieją jednak dwie nietrudne drogi, które od dawna cieszące się sporą popularnością wśród tatrzańskich pozaszlakowców. Pierwsza prowadzi przez Dolinę Złomisk, druga od Przełęczy Waga. W tym tekście skupię się na trasie od Wagi, nazywanej też Drogą przez Pazdury. Nie jest trudna, jej oficjalna wycena wynosi 0+. Z drugiej strony, znam też w Tatrach mnóstwo znacznie łatwiejszych „zero plusów”. Czas wejścia od przełęczy wynosi około półtorej godziny. Co ciekawe, na drodze znajduje się trochę klamer i łańcuchów, założonych kiedyś przez Towarzystwo Tatrzańskie ze względu na dużą popularność szczytu. Z głównego wierzchołka (tego z krzyżem), w kilkanaście minut można dostać się na drugi, nieco mniej popularny. Przejście tam jest już jednak trudniejsze, bardziej strome i moim zdaniem bliższe wycenie I niż 0+. Uwaga: według przepisów TANAP-u, Drogą przez Pazdury można się wspinać jedynie w towarzystwie uprawnionego przewodnika. Samodzielne wejście wiąże się z ryzykiem otrzymania mandatu (nawet do 300 euro, choć najczęściej nie więcej niż 30) i cofnięcia z trasy. Poza szlakiem nie obowiązuje też większość polis ubezpieczeniowych, więc rachunek za ewentualną akcję ratunkową może być naprawdę wysoki. W kwestii bezpieczeństwa, koniecznie należy mieć ze sobą kask. W żlebie opadającym z Przełączki w Wysokiej jest krucho, często spadają kamienie. Ze względu na kilka stromych odcinków i pojawiające się czasem ekspozycje, część zespołów zabiera także linę i sprzęt do asekuracji. Wejście na Wysoką – relacja z wycieczki Dojazd w okolice Szczyrbskiego Jeziora Podobnie, jak przy wejściu na Kieżmarski Szczyt, dziś też na Słowację jedziemy samochodem. Tym razem w trzyosobowym gronie i nieco wcześniej, ze względu na zapowiadane popołudniu burze. Wstępny plan zakłada zdobycie szczytu już około 9:00. Spod mojego bloku ruszamy parę minut przed 2:00. Opuszczamy Kraków, Zakopianką kierujemy się w okolice Rabki Zdrój, skąd zabieramy jeszcze jedną osobę. Później jedziemy do Nowego Targu, gdzie skręcamy ku polsko-słowackiej granicy w Jurgowie. Będąc już u naszych południowych sąsiadów, jedziemy jeszcze chwilę prosto, aż do skrętu za Tatrzańską Polanką. Po tak zwanej Drodze Wolności objeżdżamy większą część Tatr Wysokich, kierując się na miejscowość Szczyrbskie Jezioro. Do niej samej jednak nie docieramy. Kawałek wcześniej skręcamy w prawo, jadąc na parking przy niebieskim szlaku. W pobliżu znajduje się też przystanek kolejki elektrycznej, którą w to miejsce mogą dotrzeć osoby niezmotoryzowane. Miejsca dla samochodów jest dużo, staje się po prostu na poboczu tej ciągnącej się około 1,5 kilometra drogi. Postój kosztuje 6 euro za dzień. Niebieskim szlakiem przez Dolinę Mięguszowiecką Gdy wysiadamy, jest jeszcze ciemno. Choć nie aż tak, by konieczne było wyciąganie latarek z plecaka. Przez parę minut się zbieramy, a później ruszamy na północ w stronę wejścia na niebieski szlak. Na oznaczenia trafiamy przy pobliskim zakręcie, gdzie startuje 4-kilometrowa, asfaltowa droga do schroniska nad Popradzkim Stawem. Można to miejsce uznać za słowacki odpowiednik naszego Morskiego Oka, choć na szczęście, dojście w to miejsce zajmuje ponad dwukrotnie mniej czasu. Przez jakieś 30-40 minut po prostu idziemy tą lekko wznoszącą się drogą, obserwując powoli rozjaśniające się niebo. Póki co bezchmurne, zwiastujące ładną pogodę przynajmniej w pierwszej części dnia. Asfaltowa droga w stronę Popradzkiego Stawu. To oczywiście zdjęcie z drogi powrotnej – rano było tu jeszcze ciemno. W końcu docieramy w okolice jeziora. Widzimy jego taflę pomiędzy drzewami, jednak nie decydujemy się zejść ani nad brzeg, ani do schroniska. Skręcamy zgodnie z niebieskimi oznaczeniami i wchodzimy na leśną, trochę kamienistą ścieżkę. Przy skręcie zauważamy „plecaki” przygotowane dla nosiczów. Tym terminem nazywa się tatrzańskich tragarzy, którzy o własnych siłach wnoszą zaopatrzenie do niedostępnych drogami schronisk. Jak ktoś chce i czuje się na siłach, może samemu zabrać jeden z ładunków. Po dostarczeniu go do Chaty pod Rysami, w podziękowaniu otrzyma symboliczną herbatę. Ładunki przygotowane dla tragarzy-wolontariuszy. Ścieżka szybko zamienia się w typowy dla tatrzańskich szlaków, kamienny chodnik. Idziemy nim wśród drzew, powoli nabierając wysokość. Z czasem roślinność się zmienia, w okolicy zaczyna dominować kosówka. Podchodząc przez Dolinę Mięguszowiecką mamy okazję oglądać pierwsze promienie słońca oświetlające skaliste wierzchołki położonej na zachód od nas Grani Baszt. W ogóle, okolica robi się coraz ładniejsza i stopniowo prezentuje nam więcej okazałych dwutysięczników. W pewnej chwili docieramy do skrzyżowania szlaków. Niebieski wiedzie dalej w stronę Koprowego Wierchu, a zaczynający się tu czerwony prowadzi na cieszące się ogromną popularnością Rysy. Przejście przez Dolinę Mięguszowiecką (tu znów zdjęcie z drogi powrotnej). Wejście na Przełęcz Waga Skręcamy na czerwony. Nadal poruszamy się po kamiennym chodniku, który z czasem robi się coraz bardziej stromy. Po przecięciu Żabiego Potoku, zaczynają się zakosy, którymi będziemy podchodzić przez kolejnych kilkadziesiąt minut. Od czas do czasu dostępne są skróty, które po wydeptanej ścieżce pozwalają ścinać niektóre fragmenty chodnika. Kosówka powoli zanika, zostają tylko trawki i kamienie. Bardzo dużo kamieni. Tam też na chwilę robi się bardziej płasko. Niedługo później docieramy w okolice Żabich Stawów Mięguszowieckich – dwóch malowniczo położonych jeziorek, otoczonych paroma ciekawymi szczytami. Kamienny chodnik w stronę Rysów. Wielki Żabi Staw Mięguszowiecki. Nad nim od lewej: Wołowa Turnia, Żabia Turnia Mięguszowiecka oraz Żabi Koń. Nad stawami podchodzimy jeszcze kawałek, po czym docieramy pod krótki odcinek ze sztucznymi ubezpieczeniami. To tu znajdują się kontrowersyjne, czasem wyśmiewane schodki. Oprócz nich widzimy krótkie, metalowe drabinki oraz trochę łańcuchów przy szerokiej, tylko minimalnie eksponowanej ścieżce. Bez większego problemu można to przejść bez dotykania metalowych elementów. Metalowe schodki i inne sztuczne ułatwienia w drodze na Rysy. Minąwszy sztuczne ułatwienia, znów mamy to samo, co wcześniej: wygodny chodnik, zakosy i umiarkowanie strome podejście. Nim w kilka, może kilkanaście minut docieramy do tablicy z napisem „Wolne Królestwo Rysów”. Kawałek dalej przechodzimy pod bramą z kolorowymi chorągiewkami i wkraczamy w pełne specyficznego humoru otoczenie Chaty pod Rysami. Witajcie na terenie Wolnego Królestwa Rysów! Ostatnie metry podejścia pod schronisko. Na schroniskowym tarasie urządzamy sobie chwilę przerwy. Jemy, rozmawiamy z innymi, sam korzystam też z tutejszej, kultowej już toalety. Znajduje się o dwie minuty marszu dalej (dojście brązowym szlakiem) i przez przeszkloną ścianę oferuje fantastyczny widok na Dolinę Mięguszowiecką. Jest i rower, choć w tym terenie raczej nie dotrze się nim zbyt daleko. Po zakończonym postoju ruszamy dalej w kierunku Przełęczy Waga. Stąd jest już naprawdę niedaleko. Znów chodnik, znów szerokie zakosy. Mija parę minut i stoimy na przełęczy, gotowi do zejścia ze szlaku. Dojście na Przełęcz Waga. Wysoka – wejście od Przełęczy Waga (Droga przez Pazdury) Nim zacznę opis, wrzucę jeszcze dwa zdjęcia z ogólnym zarysem drogi. Starałem się, by był możliwie dokładny, choć istnieje szansa, że jej optymalny przebieg nieco się różni. Czasem dostępnych jest też kilka wariantów przejścia. Droga na Wysoką z Przełęczy Waga – dojście do Przełączki pod Kogutkiem. Dalsza część drogi na Wysoką – przejście zboczem Ciężkiego Szczytu, Wysokiej oraz wejście na północno-zachodni wierzchołek (ten z krzyżem). Zakładamy kaski i ruszamy w stronę opadającej na przełęcz grani Ciężkiego Szczytu. Choć przewodniki mówią o trzymaniu się jej ściśle, szybko odkrywany, że łatwiej obejść ją prawą stroną. Tam też natrafiamy na kilka kamiennych kopczyków. Kopczyki na obejściu grani od prawej strony. Później warto jednak dostać się na tę grań. Ściany robią się strome, przejścia wąskie, więc górą faktycznie będzie łatwiej. Odnajdujemy jakiś dogodny wariant i wchodzimy. Potem idziemy jeszcze chwilę w stronę Ciężkiego Szczytu, stopniowo skręcając coraz bardziej w prawo. Ze względu na dużą popularność drogi, w wielu miejscach idziemy po prostu wyraźnie wydeptaną ścieżką. Oprócz tego, z zasięgu wzroku mamy wiele pomagających w orientacji kopczyków. Przejście pod Kogutka nie sprawia większych problemów, trudności wynoszą tu 0, w pojedynczych miejscach 0+. Stopniowo skręcamy z grani w prawo. Dojście w kierunku Przełączki pod Kogutkiem. W pewnym momencie docieramy w okolicę rynny, którą będziemy zaraz wchodzić na przełączkę. Pod nią znajduje się jeszcze kilka klamer i łańcuchów. Dla mnie to pierwszy raz, gdy trafiam na sztuczne ułatwienia poza szlakiem. Wiem jednak, że takich miejsc jest w Tatrach Słowackich o wiele więcej. Dojście do opadającej z Przełączki pod Kogutkiem rynny. Chwilę później zaczynamy przejście rynną. Jest bardzo stroma, wąska i ubezpieczona długim łańcuchem. Stopni i chwytów nie brakuje, ale nie zawsze znajdzie się miejsce, by wygodnie postawić nogę. To bez wątpienia jeden z najtrudniejszych odcinków drogi. Początkowo, chcę go pokonać bez dotykania łańcucha, później jednak tracę pewność, że jest to rozsądne. Ubezpieczona łańcuchem rynna prowadząca na Przełączkę pod Kogutkiem. Wspinaczka trwa parę minut, dostarczając przy tym mnóstwa emocji. W końcu stajemy na niewielkiej przełączce, robiąc tu chwilę przerwy. No, to było ciekawe! Pod względem trudności, poziom porównywalny do tych najbardziej wymagających fragmentów Orlej Perci (choć jednak mniej eksponowany niż słynna drabinka). Kolejny odcinek wymaga zejścia z przełączki do wyraźnie widocznej ścieżki. Wariantów jest wiele, a teren nieco kruchy. Po dostaniu się na dół ruszamy mniej więcej poziomo, trawersując zachodnie zbocze Ciężkiego Szczytu. Ścieżka poniżej Przełączki pod Kogutkiem. Trawers zbocza Ciężkiego Szczytu. Droga na tym odcinku nie sprawia trudności. Z orientacją też nie ma problemów – kopczyków jest wiele i wydaje mi się, że również tu tworzą parę możliwych wariantów trasy. Następnym punktem orientacyjnym jest żleb opadający z Przełęczy pod Wysoką, która rozdziela Ciężki Szczyt i Wysoką. Jest kruchy, choć przejście przez niego nie jest zbyt wymagające. Za żlebem należy trochę podejść. Po raz kolejny można sobie wybrać dogodny wariant, idąc za którąś z kopczykowanych ścieżek. Ważne jest tylko, by nabierać wysokości i iść dalej wzdłuż południowo-zachodniego zbocza. Przejście wzdłuż południowo-zachodniego zbocza. W pewnej chwili docieramy na wąski taras noszący nazwę Ławica. Idziemy nim przez moment, powoli docierając do dużego żlebu opadającego z Przełączki w Wysokiej. Później skręcamy w lewo i zaczynamy podejście owym żlebem. Przejście przez Ławicę. Tu łatwy odcinek dobiega końca. Czeka nas długa, wymagająca sporej ostrożności wspinaczka. Żleb jest stromy i kruchy, a każda znajdująca się wyżej osoba stanowi zagrożenie związane z możliwością zrzucania mniejszych i większych kamieni. Myślę, że w takim miejscu posiadanie kasku jest absolutną koniecznością. Dolna część żlebu pod Przełączką w Wysokiej. Ciężko stwierdzić, która część żlebu lepiej nadaje się do podejścia. Przewodniki wspominają o środkowej, mi miejscami lepiej idzie się prawą. Potrafię też przejść do lewej krawędzi, gdy tylko stwierdzę, że tamtejsza skała wygląda na mniej kruchą. Wspinaczka trochę trwa, pod koniec jest nawet nieco stromiej. Wreszcie docieramy pod charakterystyczny głaz, który przez cały czas mieliśmy nad głowami. Tu mamy do wyboru: skręcić w lewo i iść na północno-zachodni wierzchołek albo kontynuować podejście aż na przełączkę, gdzie prowadzi dalsza droga na wierzchołek południowo-wschodni. Rozdroże w górnej części żlebu. W tym momencie wybieramy skręt w lewo. Tam czeka na nas dość gładka, pochyła płyta. Widzimy też kolejne sztuczne ułatwienia w postaci kilku klamer. Pierwsze są bardzo wąskie i służą głównie do stawiania na nich nóg, później mamy też długi kawałek metalu, którego można przytrzymać się przechodząc w poprzek płyty. Pochyła płyta z klamrami. Po przejściu przez płytę jesteśmy już prawie na szczycie. Idziemy jeszcze kawałek prosto, w dogodnym momencie skręcamy w prawo i pokonujemy ostatnie głazy. Chwilę później siedzimy już na górze w towarzystwie dwóch innych ekip. Niestety, są to zespoły prowadzone przez przewodników, którzy nie patrzą na nas zbyt przychylnym wzrokiem. Ostatnie podejście na północno-zachodni wierzchołek Wysokiej. Charakterystyczny krzyż na Szczycie. W tle świetny widok na Gerlach. Siadamy gdzieś na uboczu i robimy chwilę przerwy obserwując okolice. Wiele osób twierdzi, że Wysoka ma najpiękniejszą panoramę w Tatrach. I nawet jeśli nie jest to prawda, to ciężko nie zgodzić się, że widoki są w ścisłej czołówce. Potężne, skaliste dwutysięczniki otaczają nas praktycznie ze wszystkich stron. Bez trudu rozpoznaję te, na których już byłem oraz parę innych, które póki co pozostają jedynie w strefie marzeń. Skrzynka z nazwą szczytu, jego rysunkiem oraz wysokością. W środku był przemoczony zeszyt do wpisywania się jako zdobywca góry oraz trochę pozostawionych przez turystów śmieci. Północno-zachodni wierzchołek Wysokiej z krzyżem oraz świetnym widokiem na polską część Tatr. Wierzchołek południowo-wschodni wraz z zaznaczoną drogą wejścia (linia przerywana to część trasy zasłonięta przez skały). Widoki na północ. Doskonale widać między innymi Rysy, Niżnie Rysy, Mięguszowieckie Szczyty, Świnicę, Zawrat oraz praktycznie całą Orlą Perć. Po krótkim pobycie na tym szczycie postanawiamy przejść na drugi wierzchołek i tam urządzić sobie dłuższą przerwę. W tym celu cofamy się na płytę z klamrami i ostrożnie schodzimy do jej podstawy. Później wracamy do żlebu i kontynuujemy nim podejście na Przełączkę w Wysokiej. Zejście po płycie z klamrami oraz dalsza droga w górę żlebu. Bez wątpienia jest to najtrudniejszy odcinek całej dzisiejszej drogi. Końcówka żlebu jest bardzo stroma, trochę krucha i miejscami pozbawiona wygodnych półek, gdzie dałoby się postawić całą nogę. Moim zdaniem, śmiało można by dać temu odcinkowi wycenę I. Stroma końcówka podejścia na Przełączkę w Wysokiej. Na przełączce od razu robi się łatwiej. Idziemy parę metrów w stronę drugiego z wierzchołków, później obchodzimy go gładką, skośną płytą od lewej strony. Z daleka wydawała się śliska i niebezpieczna, w rzeczywistości (przy suchej skale) nie sprawiła nam żadnych problemów. Obejście południowo-wschodniego wierzchołka po pochyłej, nieco eksponowanej płycie. Za płytą docieramy pod stromą, popękaną ściankę, na którą musimy się wspiąć. Ta również z daleka wygląda groźnie, a na miejscu pokazuje nam parę dogodnych wariantów przejścia. Trudniej jest za to na górze tej ścianki, gdzie należy podejść parę metrów w prawo, na najbliższe skałki. Teren jest przepaścisty, więc co wrażliwsi mogą rozważyć pokonanie tego trójkątnego „daszku” okrakiem. Wejście na ściankę i skręt w stronę głazów tworzących wierzchołek. Po wejściu ponad ściankę ponownie skręcamy w prawo i idziemy jeszcze chwilę wśród dużych bloków skalnych. Parę z nich wymaga pomocy rąk, są też odcinki z umiarkowaną ekspozycją. Niedługo później stoimy już na drugim z wierzchołków Wysokiej. Przez krótką chwilę jesteśmy tu sami, potem przychodzi kolejna ekipa z przewodnikiem. Eh, chyba nie mamy dziś szczęścia do miłej atmosfery na szczytach. Mimo to, siadamy sobie w pewnej odległości od nich i robimy obiecany postój. Metalowy, przytwierdzony do skały czekan na południowo-wschodnim wierzchołku Wysokiej. W tle po lewej dominuje Gerlach, po prawej Kończysta. Spojrzenie na wierzchołek północno-zachodni. Piękne szczyty i granie Tatr Słowackich. Zejście z Wysokiej Po chwili odpoczynku i nacieszeniu się widokami zaczynamy powrót. Przechodzimy po głazach, później schodzimy na stromą ściankę. Tam czeka nas parę metrów przejścia jej szczytem, a następnie ostrożne zejście w dół. Na szczycie wspomnianej ścianki. W następnej kolejności obchodzimy wierzchołek pochyłą płytą, a później docieramy w okolicę Przełączki w Wysokiej. Tu czeka nas kolejny postój, tym razem nieplanowany. Jeden z przewodników założył tam stanowisko i powoli opuszcza swoich klientów na linie. Nie chcemy wchodzić im w drogę, zresztą schodzenie tym żlebem w parę osób naraz nie byłoby zbyt bezpieczne. Kilka, może nawet kilkanaście minut później żleb jest pusty. Nadchodzi nasza kolej, którą bez wahania wykorzystujemy. Schodzimy powoli i bardzo ostrożnie, uważając nie tylko na to, by nie spaść, ale i nie zrzucić kamieni na osoby znajdujące się niżej. O to ostatnie nietrudno, bo mniejsze i większe okruchy leżą dosłownie wszędzie. Zejście z Przełączki w Wysokiej. Schodząc, zauważamy, że z pierwszego wierzchołka do żlebu wchodzi jeszcze jeden zespół. Niedobrze, zaraz zrobi się tu tłoczno. Powstaje dylemat: lepiej schodzić jako pierwsi i mieć nad sobą więcej ludzi czy poczekać, godząc się z tym, że znacznie wolniejsze ekipy z przewodnikami będą nas ciągle blokować. Wybieramy to pierwsze. Przy skrzyżowaniu dróg wyprzedzamy inne zespoły i kontynuujemy drogę w dół kruchego żlebu. Idzie nam całkiem sprawnie, choć kilka momentów było nerwowych. Co parę minut z góry leciały kamienie, a zaraz za nimi ostrzegacze okrzyki. Jedyne, co zostawało w takiej sytuacji, to przywarcie do ściany i nadzieja, że pocisk przeleci bokiem – na wypatrzenie go i unik nie zawsze było na tyle czasu. Po wyjściu ze żlebu spotykamy polsko-słowacką parę zmierzającą na szczyt. No, w końcu ktoś, kto idzie samodzielnie i z kim można normalnie pogadać. Udzielamy im trochę porad co do drogi i ruszamy dalej w stronę Przełączki pod Kogutkiem. Pokonujemy wąską Ławicę, potem za kopczykami schodzimy w stronę żlebu opadającego z Przełęczy pod Wysoką. Przechodzimy przez niego w jednym z łatwiejszych miejsc, a następnie idziemy kawałek w miarę płaską ścieżką. Docieramy pod przełączkę i zaczynamy niedługie podejście. Podejście do Przełączki pod Kogutkiem. Kogutek to oczywiście ta niewielka skałka po jej lewej stronie. Za przełączką czeka nas strome zejście w ubezpieczonej łańcuchem rynnie. I tu pojawia się niemałe zaskoczenie, bo o ile wcześniej to miejsce wydawało mi się ciężkie, to teraz, w teoretycznie trudniejszym zejściu, radzę sobie bez najmniejszych problemów. Poruszam się szybko, bez wahania wyszukuję kolejne stopnie, a tego łańcucha nawet nie dotykam. Zaskakujące, jak szybko człowiek może oswoić się z otaczającymi go trudnościami. Zejście rynną spod Przełęczy pod Kogutkiem. Końcówka jest już łatwiejsza. Bez trudu odnajdujemy kopczyki, które prowadzą nas wzdłuż ściany Ciężkiego Szczytu na jedną z jego grani, opadającą w kierunku Wagi. Droga powrotu na Przełęcz Waga. Docieramy tam w parę minut, skręcamy i ruszamy ku przełęczy. Tym razem próbujemy dostać się tam bez obejść, trzymając się bardziej ściśle grani. Do pewnego momentu jest dość łatwo, lecz samo zejście z niej wymaga pokonania stromego progu. Jakoś udaje się go przejść, choć faktycznie, znacznie łatwiej obejść ten kawałek od strony Chaty pod Rysami. Powrót po szlakach w okolice Szczyrbskiego Jeziora Na przełęczy mamy tłumy i duży ruch w obu kierunkach czerwonego szlaku. Ściągamy kaski i praktycznie od razu schodzimy w stronę schroniska. Je również mijamy bez postoju, kontynuując drogę w dół, do Doliny Mięguszowieckiej. Widok na Chatę pod Rysami z okolicy Przełęczy Waga. Po chwili maszerowania kamiennym chodnikiem docieramy do fragmentu z łańcuchami, drabinkami i metalowymi podestami. Zgodnie z przewidywaniami, w paru miejscach zdążyły się już potworzyć kolejki. Zatłoczone odcinki obchodzimy z dala od żelastwa i ruszamy dalej po prowadzących w dół zakosach. Niedługo później trochę wytchnienia daje nam fragment przy Żabich Stawach. Tam jest bardziej płasko, a krajobraz z rewelacyjnym widokiem na Grań Baszt potrafi zrobić wrażenie. Okolica Żabich Stawów Mięguszowieckich. Później znów zakosy i ciągnące się dość długo zejście w dół doliny. W końcu docieramy do skrzyżowania szlaków i przeskakujemy na niebieski, którym ruszamy w stronę Popradzkiego Stawu. Dookoła pojawia się coraz więcej kosówki, a później i trochę wyższej roślinności. Dotarłszy do asfaltu, skręcamy w prawo i ruszamy w stronę parkingu. Stąd mamy już tylko 4 kilometry spokojnego dreptania, które zajmuje nam trochę ponad pół godziny. Na tym odcinku często oglądamy się za siebie, podziwiając szczyty, które rano były jeszcze skryte w ciemnościach. Asfaltowy odcinek niebieskiego szlaku. Droga do domu Odszukujemy nasz samochód w gąszczu innych zaparkowanych pojazdów, pakujemy sprzęt do środka, a po chwili sami zajmujemy miejsca. Przy wyjeździe płacimy 6 euro i ruszamy w stronę głównej drogi. Tam odbijamy na wschód, zaczynając objazd słowackiej części Tatr Wysokich. W okolicach Tatrzańskiej Polanki odbijamy na północ, mijamy Tatry Zachodnie i kierujemy ku granicy w Jurgowie. Stamtąd jedziemy na Nowy Targ, a później Rabkę Zdrój, gdzie zostawiamy jedną osobę z ekipy. Dalej, w stronę Krakowa poruszamy się już we dwójkę. Jest sobota, okolice 15:00, więc korki na Zakopiance są minimalne. Powrót przebiega praktycznie bez problemów. Wysoka – podsumowanie wejścia Myślę, że było to jedno z moich bardziej emocjonujących przejść. Świetna trasa, ciekawe trudności, piękny szczyt z fantastycznymi widokami. Do tego oczywiście fajna ekipa, z którą chętnie wybrałbym się gdzieś jeszcze. Bez wątpienia, bardzo udana wycieczka, którą zapamiętam na długo. Jedyne, co bym zmienił, to atmosfera na wierzchołku, bo jednak naburmuszeni słowaccy przewodnicy z klientami to niekoniecznie najmilsze towarzystwo. Komu polecam Wysoką? Po pierwsze osobom, które zdają sobie sprawę z panujących na terenie TANAP-u przepisów i godzą się z ewentualnymi konsekwencjami ich naginania. Szczyt jest popularny wśród przewodników, a straż parku czasem pilnuje prowadzących na niego dróg (choć częściej tej od Doliny Złomisk). Druga rzecz to posiadane doświadczenie. Zdecydowanie, nie jest to góra dla początkujących! Konieczne jest sporo tatrzańskiego doświadczenia, również na długich drogach pozaszlakowych. Idąc na Wysoką od Przełęczy Waga trzeba posiadać niezłą kondycję, dobrze znać trasę oraz mieć obycie z ekspozycją, kruszyzną oraz stromymi, nieubezpieczonymi niczym odcinkami. Bez tego, łatwo będzie wpakować się w ryzykowny, być może nawet zagrażający życiu teren. Tysiące "lajków", setki udostępnień i masa pozytywnych komentarzy w stylu "fantastyczne, rewelacja, bajka". Od wczoraj prawdziwym hitem w mediach społecznościowych jest wideo z zimowego wejścia na najwyższy szczyt Tatr. W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz Mucha i Rafał Raczyński swoim wideo poruszyli serca wszystkich miłośników gór. Sami spędzają w Tatrach każdą wolną chwilę, a swoje wyprawy dokumentują na blogu Inspirowani Tatrami. Łukasz pisze, Rafał na Gerlach w iście zimowych warunkach odbyli w listopadzie 2016 r., ale nagranie, które natychmiast po publikacji stało się hitem internetu, wykorzystywali dotychczas jedynie podczas swoich prelekcji. Teraz zdecydowali, że czas podzielić się nim ze Postanowiliśmy je wypuścić do sieci. Ludzi cieszą takie rzeczy – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Łukasz Mucha. - Udało nam się z pogodą i warunkami, dlatego ten film robi wrażenie. Morze chmur na dole, wystające szczyty u góry, do tego grań śnieżna wyrzeźbiona pięknie przez wiatr. Żeby zobaczyć takie widoki musi się nałożyć wiele czynników. Czasem nawet w środku zimy nie jest to możliwe. Mieliśmy szczęście – odbyła się pod koniec listopada, gdy pojawiło się jednodniowe okno pogodowe. Na szczyt weszli przez Żleb Darmstädtera. - Robimy piękną pętlę całego masywu, bo zaczynamy ze Śląskiego Domu w Dolinie Wielickiej, dalej idziemy wzdłuż długiego i stromego żlebu później czeka nas wspinaczka po niezwykle eksponowanej grani aż na sam wierzchołek – opisuje trasę Łukasz granią rzeczywiście robi wrażenie. Wyrzeźbione przez silny wiatr formacje ze zbitego śniegu i lodu wyglądają niesamowicie, ale też utrudniają wspinaczkę. Internauci nie ukrywają emocji. "Od samego patrzenia kręci mi się w głowie. Niemniej jest pięknie!", "Gratulacje dla odważnych! Ale przy 3 minucie ręce mi się spociły, ledwo wytrwałam do końca" – czytamy w Góra dedykowana jest wytrawnym turystom z racji swojej złożonej topografii i trudności technicznych – nie ukrywa Mucha na ma 2655 m Jest najwyższym szczytem Tatr oraz Słowacji, należy do Korony Europy. Na jego szczycie znajduje się wyprawy taternicy mieli okazję oglądać widmo Brockenu, które także zostało udokumentowane na wideo. Zjawisko występuje w górach w momencie, gdy obserwator znajduje się ponad chmurami. Promienie słońca mogą powodować pojawienie się na obłoku cienia postaci, która w ten sposób wydaje się kilkakrotnie większa niż w rzeczywistości. Niezwykłość zjawiska skutecznie podkreśla tęczowy okrąg tworzący się wokół cienia i nazywany fachowo glorią. Widmo Brockenu można zobaczyć także z pokładu także: Zimowy urlop w dolinie Stubai icon info W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

mandat za wejscie na gerlach